czwartek, 23 listopada 2017

#108 "Love Line" - Nina Reichter


Tytuł: "Love Line"
Autor: Nina Reichter
Data wydania:
Liczba stron: 484
Wydawnictwo: Novae Res

Jako, że "Ostatnia spowiedź" tej autorki, to jedna z moich ulubionych trylogii, którą wspominam do dziś, to nie mogłam się doczekać jej najnowszej książki "Love Line". Miałam nadzieję, że również skradnie moje serce i wywoła lawinę emocji, niekoniecznie tylko tych dobrych. Moja ciekawość była z każdym dniem coraz większa przez dziesiątki pozytywnych opinii, które sugerowały, że autorka utrzymała poziom, a przy okazji stworzyła powieść dojrzalszą i bardziej wymagającą. Czy dołączyłam do fanek "Love Line"? Zapraszam do dalszej lektury!

Siedem lat temu spotkali się po raz pierwszy, niestety nie dane im było kontynuować tej znajomości. Teraz, po tylu latach ich drogi znowu się skrzyżowały...
Bethany McCallum jest dziennikarką luksusowego magazynu dla kobiet "Galaxy". Obecnie pracuje nad artykułem o trenerach podrywu. Obnaża w nim ich metody, które stosują po to, by zaciągnąć kobiety do łóżka. W życiu prywatnym jednak nie powodzi jej się za dobrze. Jest w trakcie rozwodu ze swoją licealną miłością. Pewnego dnia postanawia wybrać się z przyjaciółką do bardzo nietypowej restauracji. Tam spotyka Matthew - przystojnego młodego psychologa, twórcy popularnej audycji internetowej "Love Line". Doradza on kobietom, jak mają obchodzić się z mężczyznami.
Oboje od razu odnajdują wspólny język, a jakaś niewidzialna siła zaczyna ich do siebie przyciągać. Rodzi się między nimi uczucie, jednak nie można zbudować związku na kłamstwach. Oboje coś przed sobą ukrywają, przez co ich znajomość niebywale się komplikuje... Jak potoczą się dalsze losy bohaterów? Tego już musicie dowiedzieć się sami, sięgając po "Love Line"!

"Gdy spotkasz kogoś, w kim mógłbyś się zakochać, wiesz o tym od razu."

Nie do końca wiem, jak to możliwe, ale "Love Line", to pozycja, która mnie nie zachwyciła. To mój największy zawód od bardzo dawna i jest mi z tego powodu niezmiernie przykro.Od kilku ładnych tygodni, czy nawet miesięcy, odkąd dowiedziałam się, że Nina Reichter, autorka cudownej "Ostatniej spowiedzi" niedługo wydaje swoją najnowszą powieść, byłam wniebowzięta. Bo czego można pragnąć, jak nie kolejnych pozycji swoich ulubionych pisarzy? A właśnie po przeczytaniu wspomnianej wcześniej trylogii, ta autorka zyskała sobie moją ogromną sympatię i znalazła się na liście rodzimych pisarzy, których książki mogłabym czytać w ciemno. I może to mnie właśnie zgubiło? Ta wiara w coś, co przecież nie zawsze się zdarza...

"Wiesz, co kiedyś usłyszałem? Że znacznie łatwiej jest udawać miłość, gdy jej nie ma... niż ukryć, że kogoś kochasz, gdy tak jest."

Nina Reichter w swojej najnowszej powieści zaserwowała nam historię rodem z hollywodzkich komedii romantycznych. Trzeba by tylko usunąć tę romantyczność, bo tak naprawdę w tej książce było jej niewiele, choć to romans. Humoru też w niej nie było, ale po prostu to skojarzenie wydało mi się najtrafniejsze. Dla autorki to pewnie obraza, porównywać te często kiepskie filmy, do jej powieści, ale czytając ją, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że tak właśnie jest. Nie chodzi tu o to, że to, co zaserwowała nam autorka było oklepane, czy schematyczne, bo nie było. O nie. Ale zawiłe losy bohaterów często kojarzyły mi się właśnie z życiem filmowych bohaterów. Przewrotność losu, tajemnice, które niewyjawione prowadzą do nieporozumień i dramatów, czy też zwodzenie się głównych bohaterów i ich profesja przywoływały mi na myśl filmowe sceny. Szczególnie przychodzą mi tu do głowy filmy takie jak "Jak stracić chłopaka w 10 dni?", "Brudna prawda", czy "Planeta singli" choć nie są one praktycznie wcale podobne do książki. Czemu uczepiłam się tak tych filmowych porównań? Sama nie wiem, więc może już skończę ten temat.

Historia Bethany i Matthew, tak jak wspomniałam była bardzo zawiła. Jedno okłamywało drugiego i  na odwrót, co doprowadziło do tego, że żadnego z bohaterów nie polubiłam. Byli według mnie fałszywi i skłonni do przesady. Wyolbrzymiali wiele spraw i robili z siebie kozła ofiarnego. Szczególnie Bethany dała mi się we znaki, irytując mnie swoim zachowaniem. Lamentowała, że w mając 28 lat nie znajdzie już nikogo, kto ją pokocha, że jest już za stara na motyle w brzuchu i, że w ogóle teraz to już nic, tylko czekać na koniec swojego żywota. Nie wiem, jak Wy, ale ja sądzę, że osoba w tym wieku jest jeszcze bardzo młoda i wiele ludzi zakochuje się czy bierze ślub będąc wiele starszym i jakoś nie narzekają na to co pięć minut. Matthew wcale nie był lepszy, ale u niego akurat denerwowało mnie coś innego. Jeśli przeczytacie tę powieść, to pewnie zrozumiecie co.

"To, ile komuś dajesz, powinno być odbiciem tego, ile on daje tobie. A nie tego, jak bardzo chcesz z nim być."

Styl autorki w tym przypadku również pozostawił trochę do życzenia. Mam wrażenie, że koniecznie chciała używać ambitniejszego słownictwa, by nadać tej pozycji status dojrzałej literatury kobiecej, stojącej na wysokim poziomie. Możliwe, że jej się to udało, bo na próżno w niej szukać banalnych dialogów. Niestety doprowadziło to po części do tego, że było to dla mnie niezrozumiałe. Nie chodzi mi tu o wyszukane wyrazy, tylko o jakby relację bohaterów. Często zastanawiałam się, o co im tak naprawdę chodzi. Nie wiem, czy zrozumieliście o czym tu tak rozprawiam, ale starałam się te moje odczucia wytłumaczyć możliwie jak najlepiej. Autorka nie ustrzegła się także przydługich i często niepotrzebnych opisów, które powodowały tylko znużenie.

"Love Line", to pozycja o wiele dojrzalsza niż "Ostatnia spowiedź". Trochę wymagająca, a na pewno inteligentna. Niestety nie każdemu przypadnie do gustu i ja się po części zaliczam do tej grupy. Miała swoje plusy, jak niebanalność, czy pomysł na historię, ale również i minusy, których było w moim odczuciu trochę więcej. Ta książka miała potencjał, niestety w moim odczuciu nie został on w pełni wykorzystany. Zawsze najlepiej jest wyrobić sobie samemu zdanie o danej pozycji, dlatego też najlepiej będzie jak sięgniecie po "Love Line" i przekonacie się na własnej skórze, czy Wam się spodoba czy nie.

Dziękuję Autorce oraz Wydawnictwu Novae Res za egzemplarz książki!


Moja ocena: 4/10

Czytaliście? A może macie zamiar?
Piszcie w komentarzach :)

2 komentarze:

  1. To nie pozostaje nic innego jak spróbować samemu...

    OdpowiedzUsuń
  2. Być może kiedyś to przeczytam, ale jak na razie nie bardzo mnie do niej ciągnie :(

    Obsession With Books

    OdpowiedzUsuń